O mnie...

 

To tu zostawię serce.

Rozmowa z pisarką - Bożeną Boczarską

Siedzimy z Autorką w Jej jasnym salonie z oknami bez firanek,
przez które wdziera się świeża, wiosenna zieleń.

GK - Proszę mi powiedzieć, jak określiłaby Pani swoją twórczość?

BB - Hmm.To mnie Pan ustrzelił zaraz przy pierwszym podejściu.
Nie jest to takie jednoznaczne. Proszę zajrzeć na przeglądarkę
Google, wówczas się  Pan przekona, że napisane przeze mnie
tytuły są różnie sklasyfikowane. Jest książka monograficzna,
i wywiad - rzeka i quasi- powieść i klasyczne powieści.
Jedno jest pewne -  to twórczość prozatorska. Jestem prozaikiem.

GK - W takim razie może uchyli Pani rąbka tajemnicy i powie, skąd czerpie Pani pomysły na te wszystkie formy, a ostatnio, powieści ?

BB - To nie tajemnica. Wielokrotnie wspominałam, że pomysły podsuwa mi życie osobiste. Proszę sobie wyobrazić, że przez pierwsze czterdzieści lat wydawało mi się, że wszystko jest przewidywalne, nawet nudne, płynie wytyczonym kanałem- rodzina, praca, zajęcia domowe, wakacyjne wyjazdy na wczasy, a po szerszym otwarciu granic jakieś krótkie wyjazdy poza Polskę.
Tymczasem drzwi naszego socjalistycznego bloku, po sierpniu 80 r otwierały się coraz szerzej.Któregoś roku wyfrunęła przez nie nasza starsza córka. Potem już wszystko toczyło się inaczej. Po dziesięciu latach wyjechała druga. Jeżdżąc do nich, poznawałam świat z innej strony. Miałam nowe doznania, spostrzeżenia, poznawałam ludzi różnych kultur. To wszystko się we mnie kumulowało i pewnie potrzebowało upustu.

GK - Tu, we Włocławku ocenia się, że jest Pani przede wszystkim pisarką lokalną poświęcającą dużo miejsca swojemu rodzinnemu miastu .Czy robi Pani cokolwiek, by wyjść poza granicę naszego regionu, kraju?

 BB - Nie jestem włocławianką z urodzenia, bo przyszłam na świat, wskutek splotu różnych okoliczności, w Kowalu, ale przyjechałam tu jako niespełna trzyletnia dziewczynka.
Istotnie, w moich książkach jest wiele Włocławka, nawet, jeśli nazywam go w nich inaczej.
W skomercjalizowanych czasach współczesnych każdy produkt wymaga reklamy. Jeżeli  patrzymy tak  na książkę - to jest to produkt nie pierwszej potrzeby, niestety. Na jego wydanie brakuje środków, a tym bardziej na reklamę.
Autorów ratują biblioteki, fundacje, wydawnictwa, organizując spotkania czytelnicze. Czasem w lokalnej prasie pojawi się jakiś wywiad. Sam Pan rozumie, że to o wiele za mało.  Niekiedy trzeba liczyć na szczęście i fakt, że tytuł zostanie zauważony. Tak stało się z
" Włocławską balladą", zainteresowanie wzbudziła nawet u włocławian mieszkających za granicą w USA czy w Kanadzie. Otrzymałam wiele listów.
Poza tym , w ubiegłym roku na wzruszającym spotkaniu autorskim w Stowarzyszeniu Polonijnym " Ognisko" w Kopenhadze spotkałam emigranta z Włocławka żyjącego tam, w Danii ponad trzydzieści lat. To spotkanie było dla nas obojga wielkim przeżyciem. Musiałam po powrocie do Polski przesłać mu egzemplarz " Ballady", którą jakoś udało mi się " wyszperać", bo o tę książkę jest niełatwo. Mam też osobiste kontakty z biblioteką polską przy katolickim kościele św. Anny w Kopenhadze prowadzoną przez Marię Liżewską - Grynberg, którą poznałam na wykładzie szczecińskiego prof. antropologii w Ambasadzie Polskiej w Hellerup.
Do Danii wysłałam moje wszystkie książki. Jak wiem, są chętnie czytane, a szczególnym uznaniem cieszą się " Słowiański wiking" ,"Triada" i " Anna już tu nie mieszka".

GK - Wiem, że jedni tworzą z potrzeby duszy i serca, drudzy traktują swoje pisanie jako terapię, która pozwala " oczyścić" wnętrze poprzez wyrzucenie z siebie i przelanie na papier swoich odczuć i doznań. A jak to wygląda w Pani przypadku?

BB Śmiech. - Z różnych pobudek. Już wcześniej w naszej rozmowie, co nieco, na ten temat wspomniałam.

 GK - No tak. Pewnego rodzaju potrzeba. Interesuje mnie, czy studiowanie biologii, chemii lub fizyki pomaga w twórczości pisarskiej?

BB - Głównym kierunkiem moich studiów była biologia. Czasami sięgam po jakąś biologiczną wiedzę, ale jej nadmiernie nie eksponuję, może najbardziej w dwóch ostatnich -
" Triadzie" i  jej II części " Zycie jest paletą barw i." Wykreowana przeze mnie główna bohaterka obydwu książek, fikcyjna postać, Iwa, jest z wykształcenia biologiem, jak okazuje się później, również i Malwina. Może szkoda, że nie studiowałam filozofii, czy psychologii.

GK - A może  filologii polskiej?

 BB - Obawiam się, że bardzo by mnie to ograniczyło. Pisałabym do szuflady. Dzięki kierowaniu się intuicją, a nie znajomością warsztatu, osiągnęłam własny styl i jestem czytana.

GK - Czy interesuje się Pani polityką?

BB - W umiarkowanym stopniu. Krajową na tyle, na ile mnie dotyka. Chciałabym by nasza Polska miała mądrych przywódców, autentycznie zatroskanych o ojczyznę i społeczeństwo, bez względu na to, z jakiej wywodzą się partii. Jak dotąd, to tylko pobożne życzenia.
Bardziej interesuje mnie polityka globalna, bo od niej zależny jest kształt świata. Panie Grzegorzu, to temat na niejedną książkę!

GK - To w takim razie porozmawiajmy o tym, co Pani szczególnie lubi robić, a czego nie?

BB - Zacznę od tego drugiego. Nie znoszę mycia okien i zmywania naczyń, dlatego od wielu lat mam zmywarkę. Wszystkie inne czynności nie są mi przykre. Lubię gotować, zwłaszcza potrawy oryginalne, zapożyczone z innych kuchni. Swojskie, polskie też  podobno mi świetnie wychodzą ,tak twierdzą moi bliscy. Jedynie nie mam serca do wypiekania ciast.
A co lubię szczególnie? Przemieszczać się, podróżować, już sam wyjazd za miasto jest dla mnie frajdą.

GK - Uśmiecham się ,bo na taką odpowiedź czekałem. W swojej książce " Włocławska ballada", a także licznych wywiadach twierdzi pani, że największą pasją w Pani życiu są podróże. Czy mogłaby Pani o nich opowiedzieć?

BB - Tak, to pasja wcześniejsza niż pisanie. Już w dzieciństwie wodziłam palcem po atlasie wyobrażając sobie tamte nieosiągalne wówczas miejsca. Zainteresowania rozbudzała też lektura książek podróżniczych. Moim - jakby się teraz powiedziało - idolem był Arkady Fiedler. Na razie, pozostawała turystyka krajowa.
Morze, góry, Trójmiasto, Kraków Warszawę poznałam dzięki Rodzicom. Po zamążpójściu korzystałam wraz z Mężem ze wszystkich zakładowych wycieczek autokarowych po kraju.
Potem były demoludy- kraje demokracji ludowej - aż wreszcie w 1978 r. odbyłam, jak mi się wówczas wydawało " wycieczkę życia" do Grecji i Austrii. Podróżowaliśmy cały miesiąc własnym samochodem, fiatem 125 z niedużą przyczepą kempingową.
Jedną z bardziej egzotycznych była podróż po Turcji, zapuściliśmy się daleko, w góry Anatolii, do zapomnianej przez Boga wioski Kuredere, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy podobno Sucha Dolina Od podszewki, ze względów rodzinnych, poznałam  życie w Danii i w Pekinie.
Teraz podróżuję w znacznie wygodniejszych warunkach, choć w sposób bardziej sztuczny, uporządkowany, zyskując na wiedzy historycznej, a tracąc na bezpośrednich kontaktach z miejscową ludnością.. A właśnie codzienne życie ludzi, ich obyczaje, są  najbardziej fascynujące.
Ale teraz otwierają się przede mną szerokie perspektywy poznawania ludności arabskiej w Maroku, w którym będę spędzała zimy; nad oceanem, pomiędzy Rabatem a Casablanką.

GK - Nie pytam już o szczegóły bo, istotnie, zabrakło by nam czasu. To na pewno fascynujący temat na kolejne rozmowy. Wróćmy może do codzienności. Intryguje mnie pewna Pani wypowiedź. Otóż we wstępie do " Włocławskiej ballady" napisała Pani: " Szczęśliwa jestem, że los wyrzucił mnie w pobliżu nadwiślańskiej przystani Włocławek". A może jest inny przystanek, na którym by się Pani zatrzymała?

BB - Sama zadawałam sobie takie pytanie. Niewykluczone, że ostatecznie zmuszona będę przez los zatrzymać się na innym, docelowym przystanku, na przykład gdzieś w Danii. Wiem na pewno jedno. To tu zostawię serce. 

GK- Rozumiem, że bardzo kocha Pani to miasto.

BB - Nie może być inaczej. To przecież moja mała ojczyzna.

GK - No tak. Interesuje mnie jeszcze jak ocenia Pani stosunek polskiego społeczeństwa do subkultur młodzieżowych i mniejszości seksualnych?

BB - Poruszył Pan bardzo czułą strunę. Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Proszę zajrzeć na fora internetowe, sam znajdzie Pan odpowiedź. Ile tam nietolerancji, jadu, wręcz nienawiści. Takiej typowej dla nas arogancji, poczucia nieomylności.

 GK - To w takim razie zapytam, dla relaksu, jakie są Pani fascynacje muzyczno - literackie?

 BB - To znaczy?

 GK - Najbardziej ulubieni wokaliści, zespoły, piosenki. Ulubiony autor literacki, czy książka.

 BB Śmiech - Bardzo tego dużo. Mówiąc szczerze, potrafię  rysować, malować, ale, niestety, moja "muzykalność" ogranicza się do pop music, popularnych światowych szlagierów i standardów. Los poskąpił mi wrażliwości do muzyki przez duże "M", choć czuję Chopina, Bacha, lubię niektóre arie operowe. To jednak o wiele za mało.
W piosence równie ważne są dla mnie słowa, co muzyka. Wszystkie utwory ze słowami Agnieszki Osieckiej są the best.
Kochałam Niemena i Grechutę, Piaff , Felliciano, Mariniego, "Elvisa" i wielu, wielu innych. Dzisiaj królują inne piosenki i inna, na przykład psychodeliczna muzyka.
Ulubionymi zespołami były: Beatlesi, ABBa, The Rolling Stones, Czerwone Gitary, Skaldowie, Trubadurzy. To moja młodość i związane z nią " emocje najwyższego rzędu".
Natomiast, jeśli chodzi autorów i książki. Różne, w różnych okresach. Obecnie z pisarzy polskich lubię kontrowersyjną Manuelę Gretkowską, za jej cięty język, odwagę, bezkompromisowość. Ale czy najbardziej? Pewnie wczoraj odpowiedziałbym inaczej. Tak wiele zależy od nastroju.
Dopiero co , jednym tchem, przeczytałam " Podróż Bena" Doris Leasing laureatki literackiej nagrody Nobla 2007.
"Pingpongista" Józefa Hena- w domyśle o zbrodni w Jedwabnem - nieco mnie zawiódł. Teraz mam na nocnym stoliku Marię Szyszkowską obok Jerzego Pilcha. Na regale przy Dostojewskim stoją Coetzee i Kapuściński w towarzystwie różnych innych, wielkich i mniejszych.
Nie chciałabym wymieniać tytułów książek i pisarzy, którzy choć promowani, mocno mnie rozczarowali.
Kiedy potrzebuję wyciszenia, sięgam po poezję.    

GK - pozwoli Pani, że na koniec zapytam, czy lubi pani spotkania ze swoimi czytelnikami?

BB - Nie miałam ich wiele. Najczęściej z okazji promocji nowych książek. Były to wspaniałe uroczystości, często z artystyczną oprawą, z licznie zgromadzonymi gośćmi. Jednak najbardziej cenię sobie te, na których mogę w sposób bezpośredni porozmawiać z czytelnikami, odpowiadać na ich pytania. Do nich zaliczam dwa kameralne spotkania w filii bibliotecznej przy ul. Łanowej i wspomniany już kontakt z Polonią w Kopenhadze. Byłam tam- w niezwykle ciepłej atmosferze - dosłownie, zasypywana pytaniami dotyczącymi mojej twórczości.
Do udanych zaliczam także spotkanie z więźniami w Klubie Literackim "Bartnicka 20", ale tu odpowiadałam na pytania związane nie tyle z moją twórczością, a trzykrotnym pobytem w Pekinie, mieście igrzysk olimpijskich sierpnia 2008 r.

                                                                                           Rozmawiał Grzegorz Kamiński

Moje książki
O mnie
Galeria
e-mail
Powrót do blog-a